Mój krótki opis:
Dragon Ball Z: Battle of Gods jest to najnowszy film pełnometrażowy osadzony w świecie smoczych kul. Historia dzieje się po pokonaniu złego Buu.
Z przebudzenia budzi się wielki bóg zniszczenia - zwany Birisu i wraz ze swoim towarzyszem udają się w poszukiwaniu tajemniczego super sayiana God. Trafiają na Ziemię, gdzie zakłócają spokój drużyny Z, która akurat świetnie bawi się podczas urodzin Bulmy.
Wojownicy zostają zmuszeni do walki. Gdy wszyscy przegrywają z nowym wrogiem, na miejscu zjawia się Goku, który z pomocą przyjaciół staje do walki z potężnym przeciwnikiem.
Reżyseria - Masahiro Hosada
Data premiery - 30.03.2013
Jakiś czas temu obejrzałem najnowszy film kinowy Dragon Ball Z: Battle of Gods.
Może i nie będę obiektywny, bo po prostu nie potrafię być taki w stosunku do tego tytułu ale sam film uważam za naprawdę świetny.
Fajnie wprowadzona fabuła. Pojawienie się boga, który mocą przerasta wszystkich w około.
Na plus było pokazanie Birusu, który już wcześniej miał kontakty z Królem Vegetą. Król jak widać było musiał mieć respekt do niego, skoro nie odważył się go nigdy nawet zaczepić, do czego był zdolny akurat w spotkaniu z Friezą. I te stwierdzenie jakby nigdy nic, że powinni zabić tyrana.. :)
Pierwsze spotkanie i jak zwykle Goku leci skopać mu tyłek i sam obrywa. To już jest taki schemat w serii Dragon Balla. Zawsze jest taka pycha, chęć zwycięstwa, a jak przychodzi co do czego to jest się bezradnym. "Stawaj do walki. Bach, bach. Nie mam sił, przegrałem. Potem jest trening, nowy poziom etc. i zwycięstwo" Tutaj było dokładnie tak samo.
Najbardziej nie spodobało mi się zachowanie Vegety. Usłyszał o przybyciu boga na Ziemię i nagle zaczął robić w portki i przymilać w stosunku do niego. Do prawdziwego Vegety jest to niepodobne. Tym bardziej, że jego zachowanie zmieniło się na takie, gdy usłyszał o porażce Goku. No kurczę, prawdziwy Vegeta by się zapewne wyrywał do walki z nim.
Świetna, choć krótka była konfrontacja z ekipą Z. I tutaj kolejny minus, a nawet dwa. Po pierwsze, dlaczego Fat Buu tak szybko odpadł ? No dobra, rozumiem, że atak Birisu był potężny, ale tuż po tym, Buu przepadł, wsiąkł i już go nie widzieliśmy w akcji. To dziwne, bo jest on dosyć odporny i silny więc powinien stanowić większe zagrożenie dla boga zniszczenia.
Co do drugiego minusika to fakt postawy Piccolo. Rozumiem, że to już leży w rękach twórców, ale od jakiegoś czasu ta postać totalnie przygasła. Od momentu wchłonięcia się z Kami i walce z #17 przestał się liczyć. A szkoda, bo uważam, że postać ma wielki potencjał. Gdyby to ode mnie zależało to następną część powinni bardziej poświęcić Nameczaninowi. Zrobić coś, by mógł się klepać z resztą na wyższym poziomie.
Wątek z Pilafem i jego ekipą taki trochę by zapełnić czas. Nie było idealnie, ale też i nie tak tragicznie.
Kolejna sprawa to poziom God.
Podobało mi się podejście do tego. Jak widać Toriyama olał serię GT i poszedł własnym pomysłem. Może to i dobrze. Poziom God był taki kozacki, fajny image ale jeszcze bardziej podobał mi się przebieg tej walki. W pewnym momencie rezygnacja z tego poziomu, by nabrać zwykły. Wyrównana walka, nawet na korzyść Goku. To mogło się podobać.
Bardzo intrygująca była końcówka. Wspomnienie o tych innych wszechświatach, możliwość napotkania nowych, jeszcze bardziej potężniejszych przeciwników oraz fakt, że tajemniczy towarzysz Birisu był jego mistrzem. Wiąże się z tym pewnie fakt, że jest jeszcze od niego potężniejszy..
Ciekawe co jeszcze nas czeka. Mam ogromną nadzieję, że za jakiś czas zapowiedzą prace nad kolejnym filmem pełnometrażowym, kto wie, może kiedyś i jakieś anime ?
Jeśli miałbym ocenić ten film to dałbym mu 9/10. Ocena nie będzie maksymalna tylko z powodu zachowania Vegety i krótkiej obecności w zamieszaniu Buu.
Polecam, pozycja obowiązkowa dla każdego fana.
Źródłem grafik w tym poście jest dbnao.net
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz