sobota, 29 listopada 2014

Skromna ale zasłużona wygrana w 13 kolejce

29.11.2014 - The Hawthorns, Barclays Premier League, kolejka 13.

 West Brom 0 : 1 Arsenal 

(60' Welbeck)

Składy:
West Bromwich: Foster - Wisdom, Lescott, Dawson, Pocognoli (75' Gamboa) - Gardner, Mulumbu (65' Anichebe) - Brunt, Dorrans, Sessegnon (76' Samaras) - Berahino.
Arsenal: Martínez - Chambers, Mertesacker, Koscielny, Monreal (23' Gibbs) - Flamini, Ramsey - Welbeck, Alexis, Cazorla - Giroud (78' Oxlade-Chamberlain).

13 kolejka BPL i tym razem Arsenal czekał wyjazd na The Hawthorns. Zawodnicy Wengera mieli tylko dwa dni na regenerację po ostatnim spotkaniu w Champions League. 
Spotkanie z West Bromem od początku do końca było prowadzone pod dyktando gości. To oni dyktowali warunki gry, przeprowadzali niebezpieczne dla Fostera ataki, wymienili zdecydowanie więcej podań oraz uzyskali wyższy procent posiadania piłki. Nie do końca jednak błyszczało w skuteczności ale ta jedyna bramka na szczęście znalazła miejsce w siatce. Po godzinie gry świetną akcją popisał się Santi Cazorla, który założył siatkę bocznemu obrońcy, następnie sprintem dobiegł do linii końcowej i wrzucił mięciutką piłkę na głowę wbiegającego w pole karne Welbecka. Anglik nie pomylił się i pokonał bramkarza WBA.
Niemiłym akcentem spotkania była kolejna kontuzja odniesiona przez Kanoniera. Tym razem Monreal, chociaż drobne urazy mogą trapić także Gibbsa i Ox'a, którzy utykali po faulu na ich nogi.
Trzy punkty dopisane do sumy i skok do wielkiej czwórki. Na jak długo? To się okaże w ciągu dzisiejszego i jutrzejszego dnia.

czwartek, 27 listopada 2014

Pewna wygrana i awans do 1/8 finału

26.11.2014 - Emirates Stadium, Champions League, faza grupowa.

 Arsenal 2 : 0 BVB 

(2' Yaya Sanogo, 57' Alexis)

Składy:
Arsenal: Martinez - Chambers, Mertesacker, Monreal, Gibbs - Chamberlain (90' J. Campbell), Arteta (67' Flamini), Ramsey, Cazorla - Alexis, Sanogo (79' Podolski).
Borussia Dortmund: Weidenfeller - Piszczek, Subotić, Ginter, Schmelzer - Bender, Gundogan - Aubameyang (60' A. Ramos), Mchitarjan, Grosskreutz (78' Jojić) - Immobile (60' Kagawa).

Kolejne starcie obu ekip w Champions League. Tym razem rewanż na The Emirates za wrześniową porażkę w Dortmundzie. Wtedy Kanonierzy ulegli rywalowi 2:0. Jak widać podopieczni Wengera wyciągnęli wnioski z tamtego spotkania i u siebie pokazali klasę odwracając wynik z poprzedniego meczu na swoją korzyść.
Już na samym początku spotkania świetna akcja Cazorli z Sanogo, odegranie w polu karnym, zwód i siatka pod nogami niemieckiego golkipera. Na listę strzelców wpisuje się Yaya Sanogo. Młody Francuz notuje swoją pierwszą bramkę w Champions League.
Parę minut później, zdobywca pierwszej bramki mógł zdobyć drugą bramkę. Niestety troszkę się zagalopował przez piłka nie wpadła do siatki. Gdyby to był Welbeck czy Giroud byłoby zapewne 2:0.
Borussia osłabiona absencjami kontuzjowanych graczy (z resztą jak i Arsenal) nie zdołała strzelić ani jednej bramki. Arsenal natomiast nacierał i w 57 minucie podwyższył wynik spotkania. Ponownie podanie Cazorli, zejście do środka i kapitalny strzał zza pola karnego Alexisa daje Kanonierom dwubramkowe prowadzenie. 
Przed zdobyciem drugiej bramki przez Chilijczyka, fenomenalnym strzałem z dystansu postraszył Weidenfellera Oxlade-Chamberlain. Bezradny bramkarz tylko obserwował tor lotu piłki - niestety, ta zatrzymała się jedynie na poprzeczce.
Świetny mecz Arsenalu. Bardzo dobry występ Oxlade-Chamberlaina, Alexisa czy Sanogo. Niezwykle zaangażowany w grę Ramsey, podwójny asystent tego meczu Cazorla i fenomenalne boczne linie - Chambers oraz Gibbs dały Kanonierom pewną wygraną i trzy punkty.
Niestety dwie bramki na koncie ale także i dwie kolejne kontuzje w drużynie... Yaya Sanogo oraz Arteta, którzy wypadają na jakiś czas ze składu...

poniedziałek, 24 listopada 2014

Daredevil



Daredevil
Film w reżyserii Marka Stevena Johnsona z 2003 roku był ciekawym kinem akcji lecz do ideału mu jednak bardzo daleko.
W filmie tym pokazano genezę Daredevila. Czy była ona świetnie zobrazowana, ciężko stwierdzić, dla mnie wydaję się jednak, że było ok. Młody Matt, który jeszcze jako dziecko był świadkiem niecodziennie sytuacji z udziałem swojego ojca, ojca, który był bokserem, a stoczył na dno wpadł w rozpacz i uciekł jak najdalej poniosły go nogi. Niestety doszło do tragicznego w skutkach wypadku. Stracił on wzrok poprzez kontakt z niebezpiecznymi chemikaliami. Pomimo, iż bezpowrotnie stracił on jeden z najważniejszych zmysłów, pozostałe takie jak dotyk, słuch czy węch wyostrzyły się u niego kilkukrotnie. Dzięki temu mógł on normalnie żyć i co ciekawe walczyć z przestępczością.

W końcu chłopak dorósł, za dnia był prawnikiem, a nocą sędzią. Starał się utrzymać porządek w swojej dzielnicy Hell’s Kitchen. Szybko zaprzyjaźnił się z Elektrą, którą pokochał. Jego przeciwnikiem był Kingpin, który zabił mu ojca oraz ukochaną Elektrę. Fisk wysługiwał się także zabójcą o imieniu Bullseye…

 Fabuła niezbyt skomplikowana ale podobała mi się, nawet bardzo. Film nie był zagmatwany, a bardzo przyjemny. To, co nie do końca mi odpowiadało to niektóre wybory aktorów do poszczególnych ról. O ile Affleck dał sobie radę jako Murdock to jego dziewczyna Elektra (w rolę której wcieliła się Jennifer Garner) był dla mnie totalnym niewypałem. Może i dziewczyna była ładna, ale brakowało mi w niej czegoś, co posiadały inne dziewczyny super bohaterów. W moim osobistym rankingu, taka Elektra wypadła bardzo nisko i w żadnej kwestii nie dorównywała takim kobietom jak Black Widow, Pepper Poots, Emma Watson czy Mary Jane Watson. Drugi nie trafionym castingiem był wybór Colina Farrella do roli Bullseye’a. Co prawda wielkiego dramatu nie było, ale z pośród tylu aktorów mogli się lepiej postarać. Mnie osobiście ta postać męczyła.
Wiele ciepłych słów mogę nadmienić o głównym czarnym charakterze czy Wilsonie Fisku aka Kingpinie w rolę którego wcielił… Michael Clarke Duncan. Ciekawy zabieg by przedstawić go jako czarnoskórego bossa Nowego Jorku. Według mnie aktor dał radę i zrobił kawał wielkiej roboty dla tej produkcji.
Wielkim minusem filmu był dla mnie także montaż. Sceny posklejane ze sobą jakby film był z okresu przedwojennego. Niektóre momenty, jakby twórcy chcieli zaserwować slow motion lecz im to po prostu nie wyszło. To było słabe. Dla równowagi wspomnę o mocnym punkcie filmu czyli muzyce. Soundtrack Evanescence był kapitalny i nawet obejrzenie filmu po tylu latach powoduje ciarki przy usłyszeniu kawałków jak np. My immortal czy Bring me to life.

Słabe były również elementy walki. Pojedynek DD z Elektrą był karykaturalny wręcz. Te wymachiwanie rękoma prawie jak Steven Seagal. Cienko.

Film był przyzwoity ale bez fajerwerków. Polecam do obejrzenia fanom uniwersum lecz osobiście czekam na nową, lepszą ekranizację przygód Daredevila. Kto wie, może już niedługo zapowiedziany serial wzniesie tą postać w ten sam szereg obok Thora czy Iron Mana. Oby.

Rok premiery: 2003
Reżyseria: Mark Steven Johnson
Obsada:
Ben Affleck jako Matt Murdock (Daredevil)
Jennifer Garner jako Elektra Natchios
Michael Clarke Duncan jako Wilson Fisk (Kingpin)
Colin Farrell jako Bullseye
Jon Favreau jako Foggy Nelson
Joe Pantoliano jako Ben Urich
David Keith jako Jack Murdock
Leland Orser jako Wesley Owen Welch
Derrick O'Connor jako Ojciec Everett
Paul Ben-Victor jako Jose Quesada

niedziela, 23 listopada 2014

Twierdza The Emirates zdobyta przez Diabły

22.11.2014 - Emirates Stadium, Barclays Premier League, kolejka 12.

 Arsenal 1 : 2 ManU 

(90' Giroud - 56' Gibbs (sam.), 85' Rooney)

Składy:
Arsenal: Szczęsny (59' D. Martínez) - Chambers, Mertesacker, Monreal, Gibbs - Arteta, Wilshere (55' Cazorla) - Oxlade-Chamberlain, Ramsey (77' Giroud), Alexis - Welbeck.
Manchester United: De Gea - Smalling, McNair, Blackett, Shaw (16' A. Young) - Valencia (89' D. Fletcher), Carrick, Fellaini, Di Maria - Rooney, van Persie (75' J. Wilson).

Passa bez porażki Arsenalu na własnym boisku stłamszona. Trwała ona bardzo długo, bo ostatni raz Kanonierzy na Emirates przegrali na inaugurację poprzedniego sezonu z Aston Villą. 
Niestety ten mecz nie można zaliczyć do udanych. Jakim cudem Arsenal nie strzelił chociaż jednej bramki w pierwszej połowie wie chyba tylko De Gea. Hiszpański bramkarz bronił fenomenalnie. Stuprocentowe okazje Wilshere'a, Alexisa czy Welbecka parował bądź wyłapywał. Wychowanek Atletico zdecydowanie był bohaterem tego spotkania. Gdyby nie on, rezultat spotkania byłby zupełnie inny, a Kanonierzy już w pierwszej połowie mogli prowadzić co najmniej 3-4 bramkami.
Niestety wykorzystane sytuację jednak mszczą o czym dosyć boleśnie przekonali Gibbs ze Szczęsnym. W 56 minucie spotkania pierwszą okazję tego meczu stworzyli Czerwone Diabły. Zakotłowało się w polu karnym i to dosłownie. Polski bramkarz zderzył się z Gibbsem przez co ten pierwszy doznał urazu. Piłka spadła pod nogi Valencii, który skiksował lecz ku jego szczęściu piłka leciała wprost na leżącego Gibbsa, który wbił piłkę do własnej siatki. Kontuzjowany Polak musiał opuścić boisko, a chwilę wcześniej urazu doznał wyróżniający się na boisku Wilshere.
Po straceniu tej bramki Arsenal ponownie ruszył do ataku, lecz w bramce kapitalnie bronił De Gea. Ilość podań, oddanych strzałów na bramkę i posiadanie piłki były zdecydowanie na korzyść gospodarzy. Niestety, pięć minut przed końcem podstawowego czasu, zawodnicy ManU przeprowadzili druzgocącą kontrę. Di Maria wypuścił Rooney'a na wolne polne, a ten pomknął na bramkę zmiennika Szczęsnego i zdobył drugiego gola. 
Kanonierom udało się odpowiedź tylko raz, ale za to była to zdecydowanie najpiękniejsza bramka meczu, a i pewnie całej kolejki. Na boisku zameldował się Giroud, który po wyleczeniu złamanej stopy powrócił na boisko szybciej niż się spodziewano. W doliczonym czasie gry huknął w piłkę z powietrza, a ta nabrawszy niesamowitej rotacji wpadła w samo okienko bramki. Tego nie mógł już wybronić nawet De Gea. 
Arsenal boleśnie odczuł tę porażkę, ponieważ spadł na 8 lokatę. ManU zaś wyprzedziło nas w tabeli wbijając do TheTopFour...

środa, 19 listopada 2014

Dragon Ball Z: Resurrection of F - już wkrótce !

No to BANG !
Taki o to newsik...
Mianowicie kino Cinema City podaje info o oficjalnej dacie premiery nowego filmu pełnometrażowego Dragon Ball Z.
Dragon Ball Z: Resurrection of F, bo tak będzie brzmiał tytuł, swoją premierę zaplanowaną ma w kwietniu 2015 roku w Japonii.
Oczywiście wszystko pod banderą Akiry Toriyamy.
Twórca oficjalnie potwierdził, że film będzie oparty na wielkim powrocie super złoczyńcy jakim jest... Frieza ! (Choć fani podejrzewali to już wcześniej po ujrzeniu oficjalnego tytułu). Potwierdzone jest, iż film ten swoje miejsce w linii czasowej będzie miał tuż po ostatniej kinówce Battle of Gods oraz to, że pojawi się w nim Beerus. Twórcy zapowiedzieli również jeszcze więcej walk i dynamiki niż w poprzedniej części.

Fabuła opierać będzie się na dwójce niedobitków z armii Friezy, którzy po przybyciu na Ziemię znajdą kryształowe kule i przy ich pomocy wskrzeszą swojego pana. Zastanawiające jest jednak to, jak twórcy sprawią, iż dawny wróg drużyny Z będzie w stanie z nimi rywalizować. Czyżby we wszystko był zamieszany Beerus ? Przekonamy się niebawem.
Film planowo ma trwać 120 minut, czyli będzie dłuższy o ponad pół godziny od poprzedniej kinówki.

Oto oficjalna strona projektu, gdzie możemy między innymi obejrzeć krótkie wideo będące zapowiedzią

wtorek, 18 listopada 2014

Smallville sezon 11 w formie komiksu


Serial Smallville, któż nie zna tej opowieści o młodym Clarku Kencie, który przez 10 sezonów dorasta by w końcu spełnić swoje przeznaczenie i stać się Supermanem. No właśnie i co dalej? Serial kończy się na 10 sezonach, lecz to nie koniec przygód Kryptończyka. Niedługo po zakończeniu serialu powstał 11 sezon w formie serii komiksów...
Pomimo, iż budżet serialu nie był zbyt duży, a i ciężko było dostać prawa by pokazać inne, ważne postacie w świecie DC, komiks obalił tą regułę. Na kartkach, tuż obok Clarka i jego znajomych mogliśmy ujrzeć między innymi Batmana, Nightwinga, Batgirl, Alfreda, Jamesa Gordona, Korpus Zielonych Latarni, Wonder Woman czy Constantine'a oraz grupy między innymi Justice League czy Teen Titans.
Całość komiksowa pod tytułem Smallville została już zakończona. Wszystko dzieli się na 69 numerów.

Komiksy od jakiegoś czasu czytam w formie elektronicznej. Mam jednak jeden w formie fizycznej i jest on jednocześnie debiutem Batmana w Smallville.

Przykładowe screeny z komiksów:

piątek, 14 listopada 2014

Prison Break


Prison Break, czyli serial znany w Polsce jako Skazany na śmierć był jednym z moich pierwszych seriali, które oglądałem na bieżąco wraz z premierą w USA. Według mnie jest to serial legenda, pomimo, iż jego premiera miała miejsce w 2005 roku. Serial składał się z 4 sezonów, w co wchodziło 81 epizodów oraz jeden film pełnometrażowy fabularnie osadzony na koniec serialu. Serial należący do Fox zakończył się oficjalnie w 2009 roku, wtedy to wyemitowano ostatni odcinek. 

Dlaczego ten serial był tak kapitalny? Odpowiedzi w sumie jest kilka. Fenomenalna obsada, mega interesujący wątek główny (z resztą jak i poboczne, dotyczącego każdego z bohaterów) oraz trzymanie w napięciu przez każdy odcinek co dawało super rezultaty – widz nie mógł się kompletnie nudzić.

Fabuła sama w sobie nie jest jakaś niesamowicie skomplikowana. Pierwszy sezon jest kwintesencją serialu. Michael Scofield (Wentworth Miller) dowiaduje się, iż jego brat trafia do więzienia Fox River. Jak się okazuje jest on niezwykle uzdolnionym architektem, który zaprojektował ów więzienie. Napada on na bank i trafia do tego samego ośrodka co jego brat Lincoln (Dominic Purcell). Zanim jednak to zrobił, Michael zapanowuje każdy, nawet najmniejszy detal ucieczki z więzienia i tatuuje go na swoim ciele. Jego głównym celem staje się wyciągnięcie brata z więzienia, którego czeka kara śmierci za zbrodnię, której nie popełnił. Co ciekawe poznają tam wiele intrygujących postaci, które stają im na drodze, a ostatecznie zostają włączeni do planu ucieczki. Są to między innymi: John Abruzzi (Peter Stormare), C-Note (Rockmond Dunbar), Fernando Sucre (Amaury Nolasco) czy T-Bag (Robert Knepper). Tymczasem po za murami zakładu dla przestępców była dziewczyna Lincolna – Veronica Donovan (Robin Tunney), stara się znaleźć dowody na niewinność skazanego. Jak się okazuje, za wrobieniem mężczyzny stoi potężna firma…

Drugi sezon to bezpośrednia kontynuacja pierwszej serii. Grupa więźniów, która ucieka z Fox River stara się za wszelką cenę przetrwać. Bohaterowie jednak chcą odnaleźć ukryte miliony dolarów przez jednego ze współwięźniów co da im szansę na ucieczkę z kraju i rozpoczęcie nowego życia. Sytuacja jednak diametralnie się komplikuje, ponieważ ich tropem podążą agent – Alex Mahone (William Fichtner), który pracuje nie tylko dla FBI…

Trzeci sezon to swego rodzaju powrót do korzeni serialu. Tym razem sytuacja się odwraca. Michael trafia do więzienia, najgorszego więzienia na świecie – Sony. Wraz z nim lądują tam T-Bag, agent, który niegdyś go ścigał Mahone oraz Bellick – strażnik z Fox River. Szybko się okazuje, iż Scofield trafił tam w jakimś celu. Musi wykorzystać swój talent i ponownie uciec, tym razem uwolnić ma niejakiego Jamesa Whistlera (Chris Vance). Mężczyzna jest potrzebny tajnej organizacji zwanej Firmą w nieznanym celu. Firma, którą w tym sezonie reprezentuje Gretchen Morgan (Jodi Lyn O'Keefe) porwała bratanka Michaela LJ (Marshall Allman) oraz ukochaną Sarę (Sarah Wayne Callies).

Czwarty i ostatni sezon to niezły twist. Po ucieczce z Sony, Michael wraz z Sarą, Lincolnem łączą swoje siły z Mahonem i Sucre i o wspólnych siłach starają się zniszczyć Firmę, na czele której stoi tajemniczy generał. By tego dokonać bohaterowie muszą za wszelką cenę skopiować twarde dyski największych wspólników by po złączeniu tych danych mieć dostęp do Scylli, czarnej skrzynki, która definitywnie pogrąży organizację.
Po czterech sezonach miała miejsce premiera filmu pełnometrażowego zatytułowanego jako The Final Break. Sara po zabiciu matki Michaela trafia do więzienia. Scofield nie mogąc na to pozwolić ponownie łączy siły z przyjaciółmi by wyciągnąć ukochaną z więzienia. Film ten pokazuje również, co stało się ostatecznie ze wszystkimi bohaterami.

Prison Break był i nadal jest jednym z najlepszych seriali jakie do tej pory powstały. Obejrzałem już go parę razy i na pewno nie raz do niego powrócę. Naprawdę polecam, warto to zobaczyć.

poniedziałek, 10 listopada 2014

X-Men: Days of Future Past



X-Men: Days of Future Past

Days of Future Past, czyli w wolnym tłumaczeniu Przeszłość, która nadejdzie, to najnowszy film Marvela opowiadający o losach mutantów. Singer po raz kolejny odwalił kawał niezłej roboty, przynajmniej według mnie. Skoki między różnymi rzeczywistościami osadzonymi w przeszłości i przyszłości. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie i co najważniejsze nie było to zagmatwane.

 Już od pierwszych minut widać futurystyczny wygląd Ziemi między poszczególnymi państwami takimi jak USA, Rosja czy Chiny. Ponadto sam początek jest kapitalną dawką energii. Drużyna mutantów, w składzie której znajdują między innymi Blink, Magneto, Wolverine, Storm, Sunspot, Iceman, Collosus czy Kitty stawiają czoła Sentinelom, które wykorzystując zdolność podkradania ich mocy bez problemu ich pokonują one by one… Dziwny wstęp, lecz po chwili widzimy, że bohaterowie cofają w czasie o kilka dni do tyłu dzięki zdolnościom Kitty. Bohaterowie wiedząc, iż ich czas jest policzony postanawiają cofnąć się kilka dekad w przeszłość i zapobiec stworzeniu sentineli przez naukowca Traska. Tylko Wolverine jest w stanie cofnąć tak daleko, bo aż do lat '70 i odnaleźć Metallo i Xaviera przy pomocy, których zapobiegnie zagładzie. Fabuła nie jest zbyt ciężka, łatwa, przyjemna i bardzo dobrze się to oglądało.

Postać Wolverine’a to już klasyk. To przed filmem było wiadomo, że aktor wzniesie na wyżyny i po raz kolejny już udźwignie tą rolę i tak też się stało. Jest humor, jest walka, są fajne dialogi i to, co mi się bardzo podobało to całokształt podejścia do sprawy Rosomaka. Fantastyczne były nawiązania do innych filmów, szczególnie do Genezy, gdzie mogliśmy zobaczyć urywki związane z Projektem X i Strykerem.

Nie będę opisywał każdego mutanta po kolei, bo zajęłoby mi to sporo czasu, a post wyglądałby o niebo dłuższy, nie mniej jednak kilku postaciom należy się parę słów.
Zacznę od tych postaci bardziej pierwszoplanowych. Mianowicie Metallo i Xaviera. Od wielu lat wrogowie, a tutaj się jednoczą, scena podania ręki była epicka tak samo jak spotkanie Xaviera z przyszłości ze swoją wersją z przeszłości. Metallo jak zwykle dał wiele akcji, szczególnie w przeszłości. Scena z podniesieniem stadionu była fenomenalna.

Ponadto bardzo podobała mi się Mistique. Była taka z pazurem, taka o jakiej zawsze marzyłem w filmie o mutantach. Niezwykle gibka, zwinna i seksowna.
Bestia, który podobał mi się najbardziej z pośród wszystkich dotychczasowych filmów X-Men. Niezwykle istotna postać w całej ekipie ratunkowej.

Wielkim plusem było również pojawienie się, debiut Pietra czyli Quicksilvera. Wniósł wiele humoru, świetnej akcji i niesamowitych scen w slow motion. Chciałoby się go więcej na ekranie, no ale cóż, dobre i tyle.
Cała drużyna z przyszłości, którą widzieliśmy w scenach walk z Sentinelami wypadła bardzo fajnie, lecz dla mnie było ich jednak zbyt mało. Ja wiem, że film musiałby trwać z co najmniej cztery godziny, by ich nam wszystkich dokładnie zaprezentować no ale dobry i chociaż taki krótszy występ. Bardzo spodobała mi się Blink i chciałbym by w przyszłym filmie było jej o wiele więcej.

Pojawiło się także kilku mutantów w Sajgonie, między innymi Havok, dobrze znany nam z First Class. Ich również było mało, a potencjał niektórych z nich jest naprawdę olbrzymi. Podsumowując te krótkie epizody, chciałbym by w następnych sequelach, twórcy bardziej skupili na tych mniej znanych mutantach, niż na Storm, Jean, Cyclopie czy Beast.
Trzeba także wspomnieć o Sentinelach i ich twórcy Trasku. Karzeł przez większość swojego czasu na ekranie mocno mnie śmieszył. Ten aktor jest przezabawny ale nie pałam do niego sympatią. Nie wiem dlaczego, ale kojarzył mi się mocno z tym gościem z Jackassów… Sentinele same w sobie bardzo fajne, nie mogę im nic zarzucić.

Film był dla mnie kapitalny od początku do końca. Dużo akcji, sporo humoru, dramatyzmu. Czego chcieć więcej. Fajne połączenie przyszłości z przeszłością o czym już wspominałem. Wszystko pokazane płynnie, bez zamieszania. Film naprawdę bardzo mocny i polecam go wszystkim.

Rok premiery: 2014
Reżyser: Bryan Singer
Obsada:
Patrick Stewart jako Charles Xavier (Professor X)
James McAvoy jako Charles Xavier (Professor X) z przeszłości
Hugh Jackman jako Logan (Wolverine)
Ian McKellen jako Erik Lehnsherr (Magneto)
Michael Fassbender jako Erik Lehnsherr (Magneto) z przeszłości
Halle Berry jako Ororo Munroe (Storm)
Ellen Page jako Kitty Pryde (Shadowcat )
Shawn Ashmore jako Bobby Drake (Iceman)
Daniel Cudmore jako Peter Rasputin (Colossus)
Omar Sy jako Lucas Bishop (Bishop)
Booboo Stewart jako James Proudstar (Warpath)
Fan Bingbing jako Clarice Ferguson (Blink)
Adan Canto jako Roberto DaCosta (Sunspot)
Jennifer Lawrence jako Raven Darkholme (Mystique)
Nicholas Hoult jako Hank McCoy (Beast)
Peter Dinklage jako (Bolivar Trask)
Evan Peters jako Peter Maximoff (Quicksilver)
Josh Helman jako William Stryker, Jr.

niedziela, 9 listopada 2014

Łabędzie górą na Liberty

09.11.2014 - Liberty Stadium, Barclays Premier League, kolejka 11.

 Swansea 2 : 1 Arsenal 

(75' Sigurdsson, 78' Gomis - 64' Alexis)

Składy:
Swansea: Fabiański - Rangel, Bartley, Williams, Taylor - Ki, Carroll (87' Britton) - Emnes (67' Barrow), Sigurdsson, Montero, Bony (76' Gomis).
Arsenal: Szczęsny - Chambers (90' Sanogo), Mertesacker, Monreal, Gibbs - Oxlade-Chamberlain, Flamini (79' Wilshere), Ramsey (79' Walcott), Cazorla - Alexis - Welbeck.

Druga porażka w tym sezonie w BPL stała się faktem. Koszmar z ostatniego starcia w Champions League powrócił. Niestety. Mecz rozgrywany był w wysokim tempie, szczególnie w drugiej połowie. Pierwsza nie przyniosła zbyt wielu emocji, a w głównych rolach byli polscy bramkarze.
Po zmianie stron pierwszą bramkę zdobył niezawodny Alexis, który wpakował piłkę do siatki po asyście Welbecka. Chilijczyk zapukał do ścisłego grona najlepszych strzelców w tym sezonie (wyprzedzają go na tą chwilę jedynie Costa i Aguero). Po zdobyciu tejże bramki Arsenal przycisnął i można by twierdzić, że trzy punkty są na wyciągnięcie ręki. Niestety. W 75 minucie faulował Gibbs tuż przed polem karnym, a do rzutu wolnego podszedł Sigurdsson. Islandczyk oddał fenomenalny strzał w samo okienko Szczęsnego i wyrównał wynik spotkania. Zaledwie trzy minut później wynik podwyższył zmiennik Gomis, który wykorzystał podanie z lewej flanki i uderzeniem głową pokonał Wojtka. Kanonierzy pomimo, iż masowo nacierali na bramkę byłego bramkarza z Londynu nie udało im się choćby wyrównać. Żadnych punktów ze starcia na Liberty Stadium...

czwartek, 6 listopada 2014

Disciples II

Disciples II

Początkowo planowałem na pierwszy rzut wziąć się za pierwszą odsłonę tej gry, lecz po chwili zastanowienia zacznę od kontynuacji. Disciples czyli niezapomniane tłumaczenie jako Apostołowie Świętej Ziemi zawsze budziło we mnie klimat.

Gra fantasy, z elementami RPG, turowa z możliwości gry przez sieć. Jak dla mnie to jest jedyna gra, która w jakiejś kwestii może rywalizować z Heroes of Might and Magic. Duże podobieństwo, lecz to, co charakteryzuje Apostołów to znacznie większy poziom trudności.

Na czym polega gra. Musimy wcielić się postać, która staje się władcą jednego z czterech królestw, a są nimi – Imperium, Górskie Klany, Przeklęte Legiony i Hordy Nieumarłych (oczywiście piszę tylko o podstawie…) Musimy poprowadzić swoją armię do zwycięstwa.

Wielkie podobieństwo do wspomnianych wyżej "hirołsów". Przede wszystkim królestwo, które rozbudowujemy, dostajemy możliwość rekrutacji nowych jednostek do walki z armią wroga, zdobywamy doświadczenie i rozwijam swojego bohatera. Różnice, które na pierwszy rzut przychodzą mi do głowy to po pierwszy niesamowity klimat. Disciples jest znacznie mroczniejsze, poważniejsze od Heroesów. Ponadto mamy tutaj możliwość rzucenia czarów bezpośrednio na mapie, nie musząc atakować przeciwnika, co daje nam możliwość osłabienia jednostki, by ewentualnie go dobić. Ponadto każda z postaci, które rekrutujemy w królestwie nie ma swojej jednej ewolucji jak miało to miejsce w porównywanym przeze mnie tytule. Tutaj dana jednostka wraz z doświadczeniem może nam ewoluować kilkukrotnie. Co ciekawe, sami wybieramy ścieżkę przemiany dla danego potwora.

Podstawa gry, o której piszę Dark Prophecy (Mroczne Proroctwo) wydana została na początku 2002 roku. Co ciekawe do Disciples II pojawiły się aż cztery dodatki: Guardians of the Light (Strażnicy Światła), Servants of the Dark (Słudzy Ciemności), Powrót Galleana, The Rise of the Elves (Bunt Elfów).
Cóż by więcej rzecz. Gra kapitalna. Niezwykle klimatyczna, którą polecam fanom fantasy  strategii turowych. W moim osobistym rankingu tego typu gier zajmuje jednak drugie miejsce, tuż zaraz za Heroesem III.

środa, 5 listopada 2014

Przywiędłe "Fiołki" rozkwitły w Londynie

04.11.2014 - Emirates Stadium, Champions League, faza grupowa.

 Arsenal 3 : 3 Anderlecht 

(25' Arteta, 29' Alexis, 58' Oxlade-Chamberlain - 61', 73' Vanden Borre, 90' Mitrović)

Składy:
Arsenal: Szczesny - Chambers, Mertesacker, Monreal, Gibbs - Arteta (62' Flamini) - Oxlade-Chamberlain (81' Rosicky), Ramsey, Alexis, Cazorla - Welbeck (81' Podolski).
Anderlecht: Proto - Vanden Borre, Deschacht, Mbemba (54' Dendoncker), Acheampong - Kljestan, Tielemans, Najar, Conte (46' Kawaya), Praet - Cyriac (62' Mitrović).

Jak to się mogło stać ? Pamięta ktoś mecz rozgrywany kilka sezonów wstecz, gdy Kanonierzy prowadzili z Newcastle w lidze 4:0, by po wykartkowaniu Diaby'ego stracili cztery bramki i mecz zakończył fatalnym remisem? Tutaj wydarzyło się coś nieco podobnego. Według mnie ten mecz powinno traktować jako przegrany. Co prawda jeden punkty dopisany do konta, ale to mocno oddala Arsenal przed zdobyciem pierwszego miejsca w grupie.
Pierwsza połowa była rozegrana wręcz koncertowo. Po 15 minutach podopieczni Wengera mieli wymienionych 105 podań, przy czym Belgowie zaledwie 20. Arsenal rządził i dzielił na boisku. Po ponad 20 minutach faulowany w polu karnym został Welbeck, a pewny strzał z rzutu karnego zamienił na bramkę Arteta. Parę minut później wynik podwyższył Alexis, który po oddaniu strzału z rzutu wolnego dobił piłkę z powietrza i zdobył tym samym piękną bramkę dającą dwubramkowe prowadzenie. Jakby tego było mało w drugiej połowie, a dokładniej w 58 minucie kolejną bramkę dołożył Oxlade-Chamberlain, który popisał się kapitalnym sprintem lewą stroną boiska i pokonał bezradnego bramkarza niczym Henry za dawnych lat. 
Gdy wszystko wydawało się już pewne, iż Arsenal może dopisać do swojej puli trzy punkty stało się coś o czym nie myślał wtedy chyba nikt. Kontuzji nabawił się Arteta i został zmieniony przez Flaminiego. Od tego momentu wszystko się w szeregach Arsenalu posypało. Najpierw bramka kontaktowa Vanden Borre, następnie ten sam zawodnik zdobył bramkę z rzutu karnego (zawinił Monreal), a w końcówce usta kibiców Arsenalu zamknął Mitrović, popisując się świetnym uderzeniem głową. W taki oto sposób ze zwycięskiego spotkania Arsenal traci 2 punkty i musi zadowolić jedynie remisem. Szkoda.

niedziela, 2 listopada 2014

TopLista 15 najbardziej zaskakujących śmierci

Kolejna TopLista i ponownie osadzona w świecie seriali. Tym razem przyszła kolej na 15 najbardziej zaskakujących śmierci. Może nie wszystkie były w stu procentach ogromnym szokiem, lecz na pewno były one stratą dla danego serialu.
Zasada taka sama jak zwykle – pod uwagę brane jedynie seriale, które oglądałem/oglądam.

Poniższe treści zawierają mega spoilery odnoszące się do seriali. Wchodzisz na własne ryzyko !


sobota, 1 listopada 2014

Theo is back !

01.11.2014 - Emirates Stadium, Barclays Premier League, kolejka 10.

 Arsenal 3 : 0 Burnley 

(70', 90'+1 Alexis, 72' Chambers)

Składy:
Arsenal: Szczęsny – Chambers, Mertesacker, Monreal, Gibbs – Flamini, Arteta (63' Ramsey), Oxlade-Chamberlain (80' Walcott), Alexis, Cazorla – Welbeck (80' Podolski).
Burnley: Heaton – Ward, Shackell , Duff, Trippier – Boyd, Jones, Marney (80' Chalobah), Arfield – Ings, Sordell (69' Jutkiewicz).

Co było największym wydarzeniem tego spotkania ? Dwie bramki fenomenalnego Alexisa? Debiutancki gol Chambersa ? Trzy kapitalne uderzenia Podolskiego ? Wielka niemoc Cazorli ? Fantastycznie broniący Heaton ? Nie. Dla mnie wydarzeniem tego meczu był powrót Theo, który po wielu miesiącach rehabilitacji, po ciężkiej kontuzji powrócił na boisko. Co prawda zagrał zaledwie ponad 10 minut ale w tym czasie mógł wpisać się na listę strzelców oraz zanotować co najmniej dwie asysty. Jestem bardzo zadowolony z jego powrotu. Mam nadzieję, że szybko odbuduję swoją formę i pokaże na co go stać.
Patrząc obiektywnie na to spotkanie, to Arsenal nie zachwycił. Zawodnicy Wengera oddali 19 strzałów, przy czym do siatki wpadły jedynie trzy bramki. Patrząc na ilość sytuacji, wynik powinien być co najmniej dwukrotnie wyższy. Nie mniej jednak nie ma co narzekać. Trzy gole i trzy punkty, tylko to się liczy. Po raz kolejny fenomenalny występ zaliczył Alexis. Otworzył i zamknął wynik tego spotkania. Najpierw bramkarza beniaminka pokonał uderzeniem głową, drugiego gola wbił dzięki świetnie wyprowadzonej akcji kolegów. 
Najbardziej zastanawiająca stała się czarna seria Cazorli, który w tym, jak i poprzednim spotkaniu oddał wiele strzałów i co ważne były one stuprocentowymi okazjami do zdobycia bramki lecz wszystkie seryjnie zmarnował. Rozregulowany celownik czy brak szczęścia ?