Thor:
The Dark World – film, który obejrzałem dopiero niedawno, a który premierę
swoją miał w listopadzie ubiegłego roku, zrobił na mnie niesamowite wrażenie.
Pierwszy
film o Thorze był dobry, podobał mi się, lecz nie aż tak jak Mroczny Świat,
który według mnie był zdecydowanie lepszy.
Dobrze
nam znany Thor - potężny superbohater dysponujący mocą gromów, po wydarzeniach
z pierwszej części jak i filmu Avengers staje do kolejnego niezwykle ciężkiego
boju. Musi obronić Ziemię, Asgard jak i pozostałe światy przed żądnym władzy Malekithem,
który powrócił by zapanować nad wszechświatem i pogrążyć go w czeluściach mroku.
Thor, który nie jest w stanie sam uporać się z wrogiem łączy swe siły z dawnym
przeciwnikiem - Lokim. We wszystko zamieszana jest również Jane Foster za
sprawą tajemniczego Aetheru…

Czarne
charaktery tego filmu były ok. Teraz przejdę na drugą stronę.

Wielkim
plusem tego filmu były również efekty specjalne. Świetne łączenie świata
prawdziwego (Londynu) ze światem wyimaginowanym (Asgard). Płynne przejścia z
jednego w drugi kraniec wszechświata. Oglądając ten film miałem bardzo wiele
skojarzeń. Mianowicie początek filmu i walka Asgardczyków to było dla mnie
niczym Lord Of The Rings. Później walka z mrocznymi elfami to już inny klimat –
Star Wars. Nie mniej jednak podobało mi się to.

Postacie
pochodzący z Ziemi w szczególności Jane Foster wypadły całkiem fajnie. Natalie
Portman znowu zapachniała mi Gwiezdnymi Wojnami, ponieważ po raz kolejny odnalazła
się w podobnym klimacie. Reszta postaci między innymi Darcy i Ian to już spora
dawka humoru.
Scena
końcowa, czyli iluzja Lokiego, który stał się Odynem oraz ta po napisach
końcowych z Kolekcjonerem kapitalnie podsumowały ten film. Było to dla mnie
naprawdę dobrze spędzone kilkadziesiąt minut przed ekranem. Pomimo, iż
teoretycznie film trwał długo, to ani przez chwilę się nie nudziłem. Warty obejrzenia,
nie tylko dla fanów. Daję mu 9/10. Niestety nie dychę ale to tylko z powodu Malekitha,
o którym napisałem na początku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz