niedziela, 9 marca 2014

Thor: The Dark World

Thor: The Dark World – film, który obejrzałem dopiero niedawno, a który premierę swoją miał w listopadzie ubiegłego roku, zrobił na mnie niesamowite wrażenie.
Pierwszy film o Thorze był dobry, podobał mi się, lecz nie aż tak jak Mroczny Świat, który według mnie był zdecydowanie lepszy.

Dobrze nam znany Thor - potężny superbohater dysponujący mocą gromów, po wydarzeniach z pierwszej części jak i filmu Avengers staje do kolejnego niezwykle ciężkiego boju. Musi obronić Ziemię, Asgard jak i pozostałe światy przed żądnym władzy Malekithem, który powrócił by zapanować nad wszechświatem i pogrążyć go w czeluściach mroku. Thor, który nie jest w stanie sam uporać się z wrogiem łączy swe siły z dawnym przeciwnikiem - Lokim. We wszystko zamieszana jest również Jane Foster za sprawą tajemniczego Aetheru…

Fabułę na ten film uważam za udaną. Mamy do czynienia z mrocznym elfem Malekithem postacią, której nie dało się poznać wcześniej dzięki filmom Marvela. Według mnie postać ta została jednak trochę "umniejszona". Nie wiem, może to tylko moje wrażenie, ale czasem wydawało mi się, że głównym łotrem w tym filmie jest raczej jego sługus Algrim. Właśnie – odnośnie tej postaci to byłem pod wielkim wrażeniem, od razu zaleciało mi "odchudzonym Doomsday’em z DC". : ) 
Czarne charaktery tego filmu były ok. Teraz przejdę na drugą stronę.
Thor. Pokazany fajnie, sporo humoru, za co wielki plus. Trochę mało było jego ekipy, szczególnie Sif, która strasznie mi się spodobała. Liczyłem, że umieszczą (chociaż ją) u boku Thora w finałowej walce. No ale cóż, brak drużyny Gromowładnego zrekompensowała inna postać. Mianowicie Loki. Tom Hiddleston jest niesamowity w tej roli. Dobrze ukazany na początku "proces" i skazanie Lokiego za zbrodnie i umieszczenie w lochach. Ogromny plus za, chociaż krótki, ale występ Kapitana Ameryki, w którego przeobraził Loki. To był fajny smaczek. Loki w dodatku wniósł sporo humoru. Rozegranie walki z wrogiem to był dla mnie majstersztyk. To musiało się podobać. Dobrze, że ta postać zginęła tylko rzekomo. Końcówka filmu daje dużo myślenia. Na pewno nie był to jego ostatni występ w filmach Marvela.

Wielkim plusem tego filmu były również efekty specjalne. Świetne łączenie świata prawdziwego (Londynu) ze światem wyimaginowanym (Asgard). Płynne przejścia z jednego w drugi kraniec wszechświata. Oglądając ten film miałem bardzo wiele skojarzeń. Mianowicie początek filmu i walka Asgardczyków to było dla mnie niczym Lord Of The Rings. Później walka z mrocznymi elfami to już inny klimat – Star Wars. Nie mniej jednak podobało mi się to.
Dobrze, że na samym początku filmu pokazali pokrótce historię mrocznych elfów, co się z nimi stało i kto stał za ich pokonaniem.

Postacie pochodzący z Ziemi w szczególności Jane Foster wypadły całkiem fajnie. Natalie Portman znowu zapachniała mi Gwiezdnymi Wojnami, ponieważ po raz kolejny odnalazła się w podobnym klimacie. Reszta postaci między innymi Darcy i Ian to już spora dawka humoru.

Scena końcowa, czyli iluzja Lokiego, który stał się Odynem oraz ta po napisach końcowych z Kolekcjonerem kapitalnie podsumowały ten film. Było to dla mnie naprawdę dobrze spędzone kilkadziesiąt minut przed ekranem. Pomimo, iż teoretycznie film trwał długo, to ani przez chwilę się nie nudziłem. Warty obejrzenia, nie tylko dla fanów. Daję mu 9/10. Niestety nie dychę ale to tylko z powodu Malekitha, o którym napisałem na początku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz