Dopiero wczoraj miałem okazję obejrzeć najnowszą odsłonę serii Fast & Furious. Jest ona na tyle wyjątkowa, iż zbiegła się z tragiczną śmiercią jednego z głównych aktorów - Paulem Walkerem.
Odnośnie samego filmu uważam, iż była to solidna dawka akcji wzbogacona o świetne auta. W sumie to, czym charakteryzuje się seria F&F. W tej części przedstawiono nam wiele smaczków dla fanów. Jednym z najfajniejszych dla mnie była wizyta w Tokio, co w pełni nawiązywało do trzeciej części zatytułowanej jako Tokio Drift. Dom udał się tam po ciało zmarłego przyjaciela, ale przy okazji pokazano nam dobrze znanych postaci z TD. Do tego ta epicka muzyka... Super.
W siódmej części widzieliśmy wiele świetnych miejsc, w których toczyła się akcja. Od razu warto wspomnieć o Abu Dhabi, szejkach i ich wypasionych imprezach, autach i w ogóle bogactwie. Fajnie to pokazano.
Odnośnie bohaterów, to w tej części zaprezentowano nam kilka nowych. Przedewszystkim główny antagonista, który był mocno związany z postacią z poprzedniej części czyli - Owenem. W jego rolę wciela się Jason Statham, co daje filmowi niezłego kopa. Dużo scen walki, akcji z jego udziałem znacznie podniosło poziom filmu, bynajmniej według mnie. Ponadto Ramsey, ładna hakerka, która skradła serca bohaterom, ale także i chyba moje. Ciekawy angaż Honsou czy Russela również na plus.
W całym filmie były dla mnie dwa minusy. Pierwszym z nich był brak powołania do ekipy głównego bohatera Tokio Drift, na co po cichu liczyłem.
Drugim, dosyć poważnym dla mnie była fantastyka. Zbyt mocno przekoloryzowali. Latające samochody, mega technologia, drony nad miastem, które niszczą wszystko co popadnie. Trochę było tego za dużo.
Końcówka filmu była wręcz epicka. Piękne pożegnanie Paula Walkera. Dialog Diesela i niejednoznaczne spotkanie obu bohaterów, przyjaciół w życiu prywatnym na skrzyżowaniu i te przecięte drogi, gdzie białą suprą odjeżdża Brian / Paul.
Soundtrack całego filmu to olbrzym plus!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz